John Gill jest postacią szalenie inspirującą. „Ojciec bulderingu”, pierwszy wspinacz, który zaczął używać magnezji, wprowadził do wspinania elementy gimnastyki i treningu z prawdziwego zdarzenia, zaczął stosować kontrolowane przechwyty dynamiczne, autor pierwszej skali bulderingowej, wreszcie prawdziwy teoretyk i filozof wspinania. Niewątpliwie; osiągnięciami, innowacjami i ideami Gilla można by obdzielić kilka bogatych życiorysów. Trudno wręcz uwierzyć, że jeden człowiek mógł połączyć w sobie tak wiele, wydawałoby się, rzadko harmonizujących ze sobą zdolności. Wystarczy powiedzieć, że jako fanatyk bulderingu zyskał ogromne uznanie i podziw największych wspinaczy wielkościanowych swojej ery, chociażby Royala Robbinsa czy Yvona Chouinarda. Wystarczy dodać, że będąc profesorem matematyki, podciągał się na jednym palcu jednej ręki i „dawał ze szmaty” na półtoracentymetrowej listewce oraz z obciążeniem.
Podczas wstępnego etapu pracy nad materiałem o Johnie Gillu, stanęliśmy wobec dylematu: jak pomieścić na łamach naszego pisma przebogaty materiał, który udało się nam zgromadzić. Wówczas narodził się (teraz już całkowicie realny) pomysł, aby nie ograniczyć się do artykułu, czy nawet cyklu artykułów, ale – w ramach planowanej serii BIBLIOTECZKA GÓR – wydać osobną publikację poświęconą „ojcowi bulderingu”. Znajdzie się w niej między innymi obszerna biografia Gilla, tłumaczenia najciekawszych jego artykułów, poszerzona wersja wywiadu, który publikujemy na stronach 17-23 oraz mnóstwo świetnych zdjęć. Prezentowany poniżej materiał jest prasową zapowiedzią osobnej pozycji książkowej.
WSPINANIE + GIMNASTYKA = BULDERING
Z gimnastyką John Gill zetknął się podczas studiów na Georgia Tech. Z początku trenował głównie wspinanie na czas na ośmiometrowej linie. Rekord w tej dyscyplinie wynosił 2.8 sekundy (szybciej niż przeciętny człowiek jest w stanie przesunąć między nogami odcinek liny o takiej długości). Najlepszy wynik Gilla, który osiągnął już po opuszczeniu murów Georgia Tech, wynosił 3,2 sekundy.
Rosnące doświadczenie we wspinaniu i gimnastyce sprawiły, że Gill, widząc wyraźne pokrewieństwo ruchowe tych sportów, dostrzegł wielkie możliwości, jakie mogło dać przeniesienie do wspinania doświadczeń treningowych i zdolności atletycznych, które prezentował przeciętny gimnastyk. Tak dzisiaj, na swojej stronie internetowej, „ojciec bulderingu” wspomina dojście do wniosków, które zaważyły na jego innowacyjnym podejściu do wspinania: „Szybko zauważyłem potencjalny związek pomiędzy gimnastyką i wspinaniem. Całkowicie ugruntowałem się w przekonaniu, że mam rację, kiedy miałem okazję zobaczyć kronikę filmową, w której pokazano rosyjskiego gimnastyka, Alberta Azariana, podczas ćwiczeń na kółkach. Osiągnięcie takiego stopnia kompetencji siłowej na tym przyrządzie wydało mi się niesamowitym doświadczeniem. Równocześnie czułem, że przeniesienie tego na skałę byłoby prawdziwą katapultą dla poziomu pokonywanych trudności, a zarazem wprowadziłoby element gracji uzyskiwanej dzięki sile, co z kolei pozwoliłoby na odbieranie wspinania jako sztuki ruchowej”.
Dostrzegając podobieństwo ruchowe wspinania i gimnastyki, Gill widział jak na dłoni, że sport wspinaczkowy jest – pod względem rozwoju ruchowego – „lata świetlne” za pokrewną sobie dyscypliną. Paradygmatem ówczesnej techniki wspinaczkowej była zasada trzech punktów podparcia. Wszelkie ruchy dynamiczne, tak charakterystyczne dla ewolucji gimnastycznych, we wspinaniu były uważane za niestylowe, a wykorzystanie ich podczas przejścia drogi było postrzegane jako „akt rozpaczy”. Gill, rozsmakowany w ruchowej atrakcyjności dynamiki w gimnastyce, zauważył absurdalność takiego założenia, które sprawiało, że ruchy wspinaczkowe nie były ani efektowne, ani efektywne.
Od zamiaru eksperymentowania z nowym podejściem do techniki wspinaczkowej dzielił już Gilla tylko krok od kolejnego wniosku. Otóż, najlepszym miejscem do „traktowania wspinania jako rozszerzenie gimnastyki” były bardzo krótkie wspinaczki robione bez asekuracji, czyli po prostu buldering (choć na samym początku Amerykanin nie wiedział o istnieniu takiego pojęcia). Na takiej mini-drodze, eliminując manipulacje sprzętowe i – w znacznym stopniu – obciążenie psychiczne, Gill mógł wprowadzić w życie swoje ideé fixe: potraktować skałę, jak przyrząd gimnastyczny.
Latem 1986 roku do Boulder przyjechał Patrick Edlinger – jeden z najlepszych francuskich zawodników w tym czasie – i poprosił mnie, abym pokazał mu problemy Gilla w Fort Collins. Kiedy tam pojechaliśmy, stało się dla mnie jasne, że gwiazdy lat osiemdziesiątych nie prześcignęły, a nawet nie osiągnęły, poziomu, jaki prezentował Gill w latach siedemdziesiątych. - Pat Ament
Całość materiału o Johnie Gillu znajdziecie TUTAJ